Usiadłam na pniaczku w moim lesie. Jest południe. Przepiękne słońce. Jeszcze nie za ciepło, ale wymarznięte ciało po zimie ..czeka i udaje, że te piętnaście stopni to jest wyczekiwane - dwadzieścia dwa. A człowiek tak ma, że jak wierzy to tak właśnie jest. A więc jest już bardzo ciepło - dwadzieścia dwa stopnie na dworze :) Las już przygotowany do życia. Wygrabiony, szyszki pozbierane. Pierwsze nieśmiałe źdźbła trawy zaczynają kiełkować i piąć się do słońca. Kolejny cykl zaczyna się od początku. Czy to reinkarnacja natury? Wiosna, lato, jesień, zima. Przez kilka ostatnich miesięcy natura umierała. Czy to po to aby dziś cieszyć się jej narodzinami?
Dziwne i jakże piękne. Czy nie mogłaby być zawsze wiosna? Lato? Słońce? Tak bardzo lubię ciepło. Nie - chyba nie mogłaby. Albo...może i mogłaby ..tylko czy wtedy tak cieszyłaby oko, głowę, serce? Czy doceniłabym jej piękno, jeśli trwałoby ciągle?
Znów dochodzę do wniosku, że wszystko w życiu jest po coś. Już w kilku postach pojawiła się refleksja, że człowiek docenia, kiedy traci. Odnajduje szczęście, kiedy z pozoru nie jest ono możliwe. I znów to samo.
A więc siedzę w lesie. Pies -wybiegany- położył się obok. Kot - spaceruje po płocie. Sielanka? Już sama nie wiem. Nie ma GO przecież przy mnie. Nie ma? Jest? On jest. Jestem przekonana, że jest. Ta miłość w sercu. Ta wiosenna radość. To pobudzenie. Ten śpiew ptaków. Promień słońca - to wszystko jest obecne dzięki Tobie. Jestem spokojna, radosna. Myślę pozytywnie bo Ty jesteś ze mną. A jesteś ze mną, bo moje serce i głowa zaakceptowały to wszystko co się wydarzyło i patrzą spokojnie i z ogromną ufnością na to co wokół żyje, następuje, rodzi się i rośnie........czyli to dzięki Tobie, a więc cieszymy się razem.
A teraz Ty..
Pozwól sobie zachwycić się. Kiedy ostatnio zachwyciłeś się czymkolwiek? Kiedy ostatnio zachwyciłeś się czymkolwiek maleńkim? Kiedy zatrzymałeś się tylko po to aby posłuchać śpiewu ptaka? Kiedy ostatnio zatrzymałeś się aby posłuchać czegokolwiek z natury? Kiedy zatrzymałeś się aby posłuchać SIEBIE?
O rany, ależ to brzmi? jak uduchowiona przemowa :) Takie mam właśnie ostatnio przemyślenia. Im więcej słucham siebie, tym więcej znajduję spokoju. Albo jeszcze inaczej. Za każdym razem znajduję to czego szukam. To czego oczekuję. Na każdym kroku rozglądam się za miłością. Radością. Spokojem. Ciepłem w człowieku i.....to wszystko jest. A radość i miłość jest jak kamień wrzucony do wody, zatacza coraz szersze kręgi i otacza Ciebie. Pozwalam sobie być w tym. I cieszę się byciem. Nie czekam na nic. Jestem.
Nie wypatruję kłopotów. Bo jeśli będę wypatrywać to przyjdą.
Kłopoty i trudności zdarzają się w każdym życiu, ale jeśli jestem otoczona radością i miłością to jestem na tyle silna, że potrafię sobie z nimi radzić. Nie przygotowuję się do tego. Po prostu mam siłę, aby im sprostać. Ale nie o kłopotach dzisiaj.
Gdzieś kiedyś przeczytałam - ,,Nie spiesz się. Jesteś tutaj tylko na chwilę. Nie zapomnij schylić się by powąchać kwiaty". I znów można by powiedzieć - banał. Muszę pracować. Muszę biec. Muszę dzieci zawieźć do szkoły. Muszę posprzątać. Muszę.....
A potem życie sprawia Ci figla i wielką traumą pokazuje, że ...nie o to chodzi. Nie spiesz się. Owszem, trzeba zawieźć dzieci i posprzątać, wszystko trzeba. Ale kiedy robisz to z radością, albo ....z uważnością i koncentracją na to właśnie co robisz - to zadanie, działanie jest przyjemne, jest ważną czynnością a nie obowiązkiem.
Bardzo mnie ciekawi jak mnie dziś rozumiecie, czy nie w nazbyt prostych słowach chciałam powiedzieć, jak zrobić, żeby czuć się w tym życiu dobrze. Jak ja zrobiłam, że czuję się lepiej. A czuję się cudownie, mimo, że jak nam kiedyś zaśpiewano ,,wszyscy czasem cierpią".
Ale, żeby łatwiej znieść to cierpienie które może przyjść, żyj szczęśliwie, ciesz się chwilą, posłuchaj świata, będziesz silniejszy.
Więc...siedzę, patrzę przed siebie. Jest tak widno. Słońce pięknie świeci. Wystawiam do niego twarz i zamykam oczy. Tkwię. Nie myślę. Jestem. Oddycham. Prowadzę swoim umysłem oddech, z serca do nóg ... wypuszczam stopami. I jeszcze raz...z serca do głowy. Idę za oddechem. To pozwala mi nie myśleć. Jestem. Jestem w głowie i wypuszczam powietrze przez głowę. I jeszcze raz. Patrzę jak powietrze przechodzi. Z góry na dół. Z dołu do góry. Falowanie i spadanie. Zajmuję się tylko oddechem. Kiedy obserwuję swój oddech okazuje się że robię to dużo dokładniej. Nie łapię powietrza byle jak, ale świadomie nabieram je i rozpycham je po ciele. czuję jak moje ciało się rozluźnia. Jakieś myśli przychodzą, ale nie zajmuję się nimi, więc odchodzą. Pomyślę o tym później. Owiewa mnie wiatr, a ja zaczynam czuć zapachy. Dym....pali się trawa. Trawa rosnąca. Jakiś zapach ....drzewo? nie wiem. Przenoszę się z czucia na słuchanie. Powoli. Zaczynam słuchać. Skupiam się tylko na odgłosach. Pies szczeka. Drugi pies szczeka. Samochód przejechał. U sąsiada brama się otwiera. Ptaki śpiewają.
Jestem jak cukierek czekoladowy, zawiązany w sreberko z dwóch stron - nad głową i pod stopami. A ja w czekoladowym środku oddycham, roznoszę tlen i życie po całej czekoladce, a potem wypuszczam stare powietrze nad głową i pod stopami. Spokój....siła....chwila....trwa...
Pewien młody człowiek przyszedł do mistrza i powiedział:
- Mistrzu, radziłeś mi, abym powtarzał codziennie, że przyjmuję radość do swojego życia. Powtarzam to zdanie kilka razy dziennie, a radości wciąż brak w moim życiu. Ciągle jestem samotny. Co mam robić?
Mistrz w milczeniu położył przed młodzieńcem trzy przedmioty: łyżkę, kubek i świecę.
- Powiedz, który z tych przedmiotów wybierasz?
- Wybieram łyżkę - odparł mężczyzna
- Powtórz to pięć razy
- Wybieram łyżkę, wybieram łyżkę, wybieram łyżkę, wybieram łyżkę, wybieram łyżkę...- pokornie powtórzył uczeń
- Widzisz, - powiedział mistrz, - możesz powtarzać milion razy dziennie, że wybierasz łyżkę, ale od powtarzania łyżka nie znajdzie się w twoim posiadaniu. Musisz wyciągnąć rękę i wziąć ją.
Wykonasz jakieś działanie czy będziesz tylko powtarzał?
Czy wiesz co wybierasz w życiu? Wstań i wyciągnij po to rękę. Obserwuj jak bierzesz......
Poczuj się jak cukierek czekoladowy...