Dziś miało być o pieniądzach w walce z rakiem, ale czasem jest tak, że chodzi ci coś po głowie i zaprząta twoje myśli, a nagle spada na ciebie cegła, która powoduje, że w minutę zmieniasz swój tor myślenia na całkiem coś innego. No i tak mi się właśnie zadziało.
Kilka dni temu spotkałam znajomego walczącego z poważną chorobą, rak. Mój znajomy walczy z tym już prawie rok. Chciałam porozmawiać - On tego nie chciał. Zmieniał temat. Powiedział tylko "Wiesz, nie mam siły rozmawiać. Jestem w dołku psychicznym i fizycznym". Pożegnaliśmy się.... Podałam Mu rękę.... Zdjął rękawiczkę, uścisnął mi dłoń i trzymając ją, przez ... myślę trzydzieści, czterdzieści sekund ... patrzył mi niemo w oczy. Staliśmy bez ani jednego słowa....
Zobaczyłam w Jego oczach bezmiar bólu i strachu przed tym co dalej. Głębię Jego oczu mam cały czas przed sobą.
Ta sytuacja spowodowała, że cały czas zastanawiam się, dlaczego chłopaki nie płaczą. Nie, żebym lubiła mazgajów. Co to to nie. Facet ma być facetem. Tylko ...oni mają jakoś ciężej, jeśli chodzi o emocje. I o tym właśnie chciałabym dziś porozmawiać.
Jak świat światem, wychowujemy chłopców na twardzieli - bo i tacy mają być. Rodzi się chłopczyk i kiedy zaczyna chodzić, niezdarnie biegać, kiedy nabije sobie guza lub zbije kolano - rodzic podbiega do niego i mówi "nic się stało, chłopaki nie płaczą". Kiedy chłopiec mały, większy, wszystko jedno - zaczyna płakać, mówimy " nie maż się, nie jesteś baba". I tak, od wielu, wielu pokoleń, wpajamy chłopcu, że płacz jest niemęski. Jest niemęski? Nie mam pojęcia. Zastanawia mnie zupełnie co innego.
Cała nasza kultura, mentalność - uczy mężczyzn aby nie ujawniali swoich uczuć, a potem się dziwimy - on się wstydzi powiedzieć co czuje, nie mówi "kocham", nie przyznaje się, że się wstydzi, nie chce pokazać, że zaufał. Czy jest inaczej? Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Ja też wolę twardych, "prawdziwych" mężczyzn, tylko to jest takie niespójne z naturą i prowadzące w złą stronę. I takie trudne do wytłumaczenia. Nawet trudno mi się o tym pisze.
Ale..
Mężczyzna płaczący - niemęskie, mięczak jest. Kiedy się wstydzi - mięczak - niemęskie. Kiedy czule przytula w towarzystwie - pantoflarz - niemęskie. Kiedy się boi - niemęskie. Kiedy mówi, że go boli - niemęskie. Kiedy jest agresywny - a to wstrętne i negatywne ale męskie. Kiedy bije, to znów jest negatywne ale męskie. Kiedy jest wulgarny, to bardzo brzydko ale to męskie. Bardzo źle to wygląda. Kiedy chłopiec ma 5 latek, raczej mówimy o nim, ze jest mądry, bystry, inteligentny, szybko się uczy. Kiedy dziewczynka ma 5 lat - mówimy - jaka ona piękna, urocza i tak dalej.
Później w dorosłym życiu, dziwimy się, że w skrajnych, trudnych sytuacjach to kobieta ma częściej siłę psychiczną. Dlaczego tak jest? Moim zdaniem mężczyźni nie potrafią radzić sobie z emocjami, ponieważ od stuleci nie pozwalamy im na uwalnianie ich. Kobieta ma prawo do płaczu, krzyku, pisku, a mężczyzna - nie. Jak myślę o męskich emocjach, to jest tak, że kiedy pojawia się problem, to jest o nim cicho, cicho, cicho - aż nagle, zazwyczaj kiedy jest za późno wybucha wojną, agresją, alkoholizmem, przemocą, samobójstwem, czasem rakiem. I myślę - każda z tych reakcji brzmi bardzo źle, ale - MĘSKO.
W trakcie choroby mojego męża, to co dla mnie było bardzo trudne, z czym nie potrafiłam sobie poradzić to to, że On był był do końca wszystkiego świadomy. Nie da się ukryć prawdy. Nie możesz świadomemu człowiekowi nie pokazać wyniku badania, karty szpitalnej. A tam wszystko czarno na białym. Nie jestem też zwolennikiem okłamywania w chorobie, ale czasem lepsze to niż ta cholerna świadomość. A w tej świadomości strach i twoje myśli. Na początku strach przed tym, czy przeżyję. Czy będzie bolało? Ja to wszystko będzie przebiegało. Myśl goni myśl a odpowiedzi nie ma. Aż w końcu strach przechodzi w to najgorsze. Jak będzie wyglądało samo przejście. Kiedy? W jaki sposób? Jak dam radę?
I to w tym momencie - tak bardzo bym chciała, żeby mężczyzna umiał porozmawiać, wypłakać, wykrzyczeć. On też by chciał. Tylko nie potrafi.
Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy mąż powiedział "Chciałbym umieć płakać". "Nie radzę sobie z tym wszystkim w środku", "Chciałbym skupić się na płakaniu i nie czuć strachu". Myślałam, że mi serce pęknie. Rozpłakałam się jak nigdy przy Nim. Czyli oni mają te wszystkie uczucia - strachu, leku, niepewności, miłości, tylko ściskają je w środku, upychają w najgłębszych zakamarkach, ponieważ okazywanie ich jest niemęskie, a na koniec kiedy okazanie ich mogłoby zwyczajnie przynieść ulgę - nie potrafią...
Ileż to razy już myślałam na ten temat, że emocje, których nie uwalniamy - psują się w nas. Wiele artykułów przeczytałam na temat podziału ludzi na ekstra- i introwertyków. Wszystkie one mówią, że uwolnienie emocji jest zdrowe. Odkładanie emocji do wewnątrz powoduje stres. Stres powoduje wiele groźnych chorób w tym raka. Daleka jestem od diagnozy, że mój mąż rozchorował się z powodu swojego introwertyzmu, ale rak gardła ma trzy podstawowe kryteria zachorowalności: wiek po 65 roku życia, palenie tytoniu oraz picie mocnego alkoholu. Jedyne co z tych rzeczy robił mój mąż - to dobrze się bawił kiedy była impreza - czyli na pewno wtedy pił. To tyle.
Wróćmy do łez. Na najtrudniejsze tematy rozmawia się najtrudniej. To normalne i oczywiste. Ale nie wynika to z tego, że nie znajdujemy odpowiednich słów. Wynika raczej z tego, że trzeba chcieć opowiedzieć o tym co najbardziej boli. I trzeba mieć po drugiej stronie kogoś, kto tylko będzie słuchał. Nie będę opisywać szczegółów bo to bardzo osobiste, ale najbardziej człowiek się boi swoich bólu i swojego wyobrażenia śmierci. Kiedy człowiek ginie nagle, na przykład w wypadku samochodowym, nie planuje tego, nie rozmyśla o tym - nagle jest zderzenie, śmierć i koniec, a to oznacza, że nie było czasu się bać.
Walka z rakiem natomiast, ma pewne etapy. Twoje samopoczucie zarówno psychiczne jak i fizyczne przebiega falami. I nawet kiedy absolutnie wierzysz w wyzdrowienie, to kiedy jesteś w dołku fizycznym czy też psychicznym - wpadasz w pułapkę swoich własnych myśli, strachu i wyobrażeń o swojej śmierci. Mówienie o tym do drugiej, bliskiej ci osoby przynosi ulgę o tyle, że mówiąc przestajesz sobie wyobrażać, mówisz to co już masz wymyślone. Mówienie o tym jest trudne również dla drugiej osoby, bo ona czuje się odpowiedzialna za to żeby odpowiedzieć pocieszyć, zaradzić. Nic z tych rzeczy - bądź i słuchaj. Najważniejsze żebyś był. To też nie jest łatwe - ale bądź. Najważniejszą twoją rolą jest stworzenie takiej atmosfery aby chory chciał porozmawiać w sposób naturalny i niewymuszony. Bo .. nie dasz rady nauczyć go płakać.
A kiedy zacznie mówić, może samo popłynie.
Chciałabym usiąść z tym moim znajomym i stworzyć naturalną sytuację do tego aby mówił. Pewnie mi się to nigdy nie uda. Pewnie też nie spróbuję. Ja nie jestem bliską Mu osobą. Nawet nie wiem, czy On ma na tyle bliską sobie osobę. Czuję fizyczny ból z nadmiaru strachu i myśli w Jego oczach.
Mam bardzo dużo snów, szczegółowych, kolorowych, ładnych, konkretnych snów. Koszmary nigdy - bo i po co. Można by książki pisać. Mój mąż zawsze się śmiał - "może Ty coś wciągasz przed snem, bo ja to się kładę i śpię, a ty tworzysz w tym czasie scenariusze". Odkąd zmarł, śni mi się baaaardzo często. Kilka miesięcy po Jego śmierci, miałam bardzo realistyczny sen. Pamiętam go w szczegółach do dziś. opowiedziałam go kilku najbliższym mi osobom. Najważniejszy przekaz z niego brzmiał:
"Śmierć nie boli. To jest spokojne przejście"
Ten blog dotyczy codziennego życia oroaz rozwoju osobistego. Zaglądania do siebie i obserwacji swojego ja. Wszystko w życiu się zmienia, ewoluuje. Ten blog również. Zaczął się w roku 2016 treściami o sposobie transformacji z życia do życia. Był o życiu zmagającym się z bólem fizycznym i psychicznym. Życiu, któremu towarzyszył strach przed wszystkim. Był o życiu, które szukało siły... Dziś ten blog to dzielenie się siłą wewnętrzną oraz rozwijanie jej aby przerodziła się w moc.
niedziela, 19 lutego 2017
poniedziałek, 6 lutego 2017
Obyś był
Dziś pojawi się muzyka, bo chodzi za mną. Sam tytuł posta jest już tytułem utworu. Ale też i tytułem treści, o której chcę dzisiaj pisać.
Kiedy zajęłam się organizacją pogrzebu, zadzwoniłam do pana Jacka, poprosić aby zagrał na pogrzebie utwór Pink Floyd "Wish You Were Here" - na trąbce. Zawsze w naszym życiu ten zespół był nam bliski, a teraz treść i tytuł utworu urzeczywistniły się. Pan Jacek powiedział "o rany...zagram". I zagrał. Co prawda w ogóle tego nie pamiętam ale podobno brzmiało pięknie, choć normalnie nie przyszłoby mi do głowy aby muzykę Pink Floyd ubierać w trąbkę. Od tego czasu ten utwór towarzyszy mi podczas bardzo wielu momentów życia. Na szczęście dziś to jest takie proste. Jesteś gdziekolwiek i włączasz muzykę na telefonie, kiedyś było to nie do pomyślenia.
Obyś był...Obyś był. Te dwa wyrazy znaczą dla mnie wszystko. Oddałabym wiele, żebyś tylko był. Bez Ciebie cała rzeczywistość ma inny wymiar. Choćbyś był w najcudowniejszym miejscu na świecie - patrzenie na nie bez tej jednej, brakującej pary oczu - odbiera temu miejscu nie wygląd, nie urok, ale...magię. Obyś był.
Tak jak już kiedyś pisałam, nasze wspólne życie było bardzo radosne i udane. Oczywiście zdarzały się kłótnie, sprzeczki, odmienne zdania no ale to przecież nie moja wina, że czasem mój mąż myślał inaczej niż ja :) Ważne jest to, że zawsze byliśmy razem, ze sobą i za sobą.
Kiedy zostajesz sam, nie wiesz jak masz żyć. Musisz się przeorganizować, tyle że..nie chcesz. Chcesz na siłę przywrócić tamten stan, w którym było ci tak dobrze. Oczywiście nie jest to możliwe, a ty...swoje. Powoli, po roku czy dwóch dajesz radę i przystosowujesz się od nowa do życia, znów zaczynasz się śmiać, zaczynasz kochać świat na nowo, jesteś radosny i pełen siły, ale.....to bardzo dziwne. Czujesz brak, tęsknotę w najlepszych chwilach twojego życia. Ileż razy mówię do siebie, obyś był. Jak często chcemy się dzielić jakąś wyjątkową chwilą z drugą osobą, z przyjacielem. Każdy potrzebuje chwili dla siebie, ja osobiście bardzo lubię być sama ze sobą. Jednak te najpiękniejsze i najbardziej wzruszające momenty, naturalnie rodzą potrzebę podzielenia się z drugą osobą. I nie jest to podyktowane jakimiś nadzwyczajnymi emocjami, ale szczerą chęcią współdzielenia szczęścia i radości.
Na pomniku męża jest zdjęcie, na którym On się śmieje. Ileż razy siadałam na pomniku i patrzyłam. Raz się śmiał, raz denerwował, raz był smutny a raz spokojny - to samo zdjęcie w różnych sytuacjach wygląda inaczej. Rozmawiałam z wieloma osobami, którzy mają swoich bliskich na cmentarzu. Każdy z nich mówi to samo na temat swoich bliskich - to bardzo dobrze , bo myślałam, że zwariowałam. Znamienne jest to, ze potrzebuję tej bliskości nie w momentach kiedy jestem zła, smutna czy zmęczona tylko właśnie w dobrych, radosnych chwilach. I chyba to znów jest normalne. Przypomina mi się moment - kiedy jeden z synów odebrał świadectwo z wynikami zdanej (na szczęście) matury. Wracałam z pracy i zatrzymałam się przy cmentarzu. Stojąc w bramie zobaczyłam syna siedzącego przy pomniku ze świadectwem w ręku. Z pękniętym ze wzruszenia sercem wróciłam do samochodu i odjechałam.
I tak za każdym razem, kiedy dzieje się coś ważnego, pięknego - chcę się podzielić. Zdarza mi się napisać list. To pomaga i uwalnia emocje.
W domu stoją zdjęcia i zerkają z różnych stron ściany i mówią i śmieją się, czasem złoszczą się jak licho, czasem są zwyczajnie nadąsane. Żyją razem z nami. Kiedy syn zwariował i zrobił sobie fryzurę, na nie wiem jaki wzór, zapytałam "a Tata co na to?" a syn ze spokojem "Śmiał się" :) Spodziewam się, że była to nadinterpretacja, bo Ojciec nie pochwaliłby tej fryzury chyba :)
Człowiek musi, w końcu chce żyć po swojemu, każde z nas jest odważne i niezależne. Jednak kiedy uda ci się w życiu stworzyć fajną relację z drugim człowiekiem, to chcesz się z nim dzielić wszystkim, nawet po Jego śmierci, nawet po zaakceptowaniu Jego śmierci. Za każdym razem kiedy lecę do lata, myślę - Obyś był. Kiedy kupuję nowe szpilki - myślę - Obyś był. Kiedy modernizuję - kotłownię - myślę - Obyś był. Kiedy zmieniam pracę - myślę - Obyś był.
Bycie samemu to zupełnie co innego niż bycie samotnym. Ja nie czuję się samotna. Czuję Jego bliskość na każdym kroku. Czuje wsparcie i pomoc. Pewnie to moja głowa. A może i nie. Często zdarza mi się wyjść w nocy na taras i zadrzeć głowę wysoko do gwiazd - za każdym razem jakaś jedna świeci dużo jaśniej. A kiedy pływałam w podwodnym świecie rafy koralowej to widziałam tam same maski i każda jedna śmiała się do mnie. Każda mówiła z głębi - Jest dobrze. Jestem z Tobą. Widzę Cię. Trzymam Cię za rękę. Tak jak lubisz....
Kiedy zajęłam się organizacją pogrzebu, zadzwoniłam do pana Jacka, poprosić aby zagrał na pogrzebie utwór Pink Floyd "Wish You Were Here" - na trąbce. Zawsze w naszym życiu ten zespół był nam bliski, a teraz treść i tytuł utworu urzeczywistniły się. Pan Jacek powiedział "o rany...zagram". I zagrał. Co prawda w ogóle tego nie pamiętam ale podobno brzmiało pięknie, choć normalnie nie przyszłoby mi do głowy aby muzykę Pink Floyd ubierać w trąbkę. Od tego czasu ten utwór towarzyszy mi podczas bardzo wielu momentów życia. Na szczęście dziś to jest takie proste. Jesteś gdziekolwiek i włączasz muzykę na telefonie, kiedyś było to nie do pomyślenia.
Obyś był...Obyś był. Te dwa wyrazy znaczą dla mnie wszystko. Oddałabym wiele, żebyś tylko był. Bez Ciebie cała rzeczywistość ma inny wymiar. Choćbyś był w najcudowniejszym miejscu na świecie - patrzenie na nie bez tej jednej, brakującej pary oczu - odbiera temu miejscu nie wygląd, nie urok, ale...magię. Obyś był.
Tak jak już kiedyś pisałam, nasze wspólne życie było bardzo radosne i udane. Oczywiście zdarzały się kłótnie, sprzeczki, odmienne zdania no ale to przecież nie moja wina, że czasem mój mąż myślał inaczej niż ja :) Ważne jest to, że zawsze byliśmy razem, ze sobą i za sobą.
Kiedy zostajesz sam, nie wiesz jak masz żyć. Musisz się przeorganizować, tyle że..nie chcesz. Chcesz na siłę przywrócić tamten stan, w którym było ci tak dobrze. Oczywiście nie jest to możliwe, a ty...swoje. Powoli, po roku czy dwóch dajesz radę i przystosowujesz się od nowa do życia, znów zaczynasz się śmiać, zaczynasz kochać świat na nowo, jesteś radosny i pełen siły, ale.....to bardzo dziwne. Czujesz brak, tęsknotę w najlepszych chwilach twojego życia. Ileż razy mówię do siebie, obyś był. Jak często chcemy się dzielić jakąś wyjątkową chwilą z drugą osobą, z przyjacielem. Każdy potrzebuje chwili dla siebie, ja osobiście bardzo lubię być sama ze sobą. Jednak te najpiękniejsze i najbardziej wzruszające momenty, naturalnie rodzą potrzebę podzielenia się z drugą osobą. I nie jest to podyktowane jakimiś nadzwyczajnymi emocjami, ale szczerą chęcią współdzielenia szczęścia i radości.
Na pomniku męża jest zdjęcie, na którym On się śmieje. Ileż razy siadałam na pomniku i patrzyłam. Raz się śmiał, raz denerwował, raz był smutny a raz spokojny - to samo zdjęcie w różnych sytuacjach wygląda inaczej. Rozmawiałam z wieloma osobami, którzy mają swoich bliskich na cmentarzu. Każdy z nich mówi to samo na temat swoich bliskich - to bardzo dobrze , bo myślałam, że zwariowałam. Znamienne jest to, ze potrzebuję tej bliskości nie w momentach kiedy jestem zła, smutna czy zmęczona tylko właśnie w dobrych, radosnych chwilach. I chyba to znów jest normalne. Przypomina mi się moment - kiedy jeden z synów odebrał świadectwo z wynikami zdanej (na szczęście) matury. Wracałam z pracy i zatrzymałam się przy cmentarzu. Stojąc w bramie zobaczyłam syna siedzącego przy pomniku ze świadectwem w ręku. Z pękniętym ze wzruszenia sercem wróciłam do samochodu i odjechałam.
I tak za każdym razem, kiedy dzieje się coś ważnego, pięknego - chcę się podzielić. Zdarza mi się napisać list. To pomaga i uwalnia emocje.
W domu stoją zdjęcia i zerkają z różnych stron ściany i mówią i śmieją się, czasem złoszczą się jak licho, czasem są zwyczajnie nadąsane. Żyją razem z nami. Kiedy syn zwariował i zrobił sobie fryzurę, na nie wiem jaki wzór, zapytałam "a Tata co na to?" a syn ze spokojem "Śmiał się" :) Spodziewam się, że była to nadinterpretacja, bo Ojciec nie pochwaliłby tej fryzury chyba :)
Człowiek musi, w końcu chce żyć po swojemu, każde z nas jest odważne i niezależne. Jednak kiedy uda ci się w życiu stworzyć fajną relację z drugim człowiekiem, to chcesz się z nim dzielić wszystkim, nawet po Jego śmierci, nawet po zaakceptowaniu Jego śmierci. Za każdym razem kiedy lecę do lata, myślę - Obyś był. Kiedy kupuję nowe szpilki - myślę - Obyś był. Kiedy modernizuję - kotłownię - myślę - Obyś był. Kiedy zmieniam pracę - myślę - Obyś był.
Bycie samemu to zupełnie co innego niż bycie samotnym. Ja nie czuję się samotna. Czuję Jego bliskość na każdym kroku. Czuje wsparcie i pomoc. Pewnie to moja głowa. A może i nie. Często zdarza mi się wyjść w nocy na taras i zadrzeć głowę wysoko do gwiazd - za każdym razem jakaś jedna świeci dużo jaśniej. A kiedy pływałam w podwodnym świecie rafy koralowej to widziałam tam same maski i każda jedna śmiała się do mnie. Każda mówiła z głębi - Jest dobrze. Jestem z Tobą. Widzę Cię. Trzymam Cię za rękę. Tak jak lubisz....
Subskrybuj:
Posty (Atom)